Menu
Slow life

Czterysta słów o poczuciu winy

Tak, napiszę tę pracę do przyszłego weekendu, przeczytam trzy książki do następnego wtorku, wysprzątam jutro mieszkanie, a jeszcze dziś wieczorem podleję kwiatki. Zrobię to bez problemu, mam dużo czasu. Wcześniej tylko poprzeglądam zdjęcia znajomych, bo właśnie, tak jesienią, wrócili z Przylądka Dobrej Nadziei, pomaluję paznokcie raz, zaraz pomaluję drugi, ten pierwszy lakier brzydki. Obowiązki nie uciekną, zdążę jeszcze spokojnie przesłuchać ulubioną płytę, wirtualnie pobiegać między ciekawymi serwisami i pójść na czekoladę ze znajomą.

Mijają dni. Ostatecznie najbardziej kwiatków szkoda.

post 2

 

CZYTAŁAM RÓŻEWICZA

Jakiś czas temu sięgnęłam po tom poetycki Tadeusza Różewicza Matka odchodzi, zdobył Literacką Nagrodę Nike piętnaście lat temu. Długo za mną chodził, ale czasu brakowało. Co mnie poruszyło podczas lektury? 77-letni wówczas mężczyzna pisze:

Przez wiele lat obiecywałem Mamie trzy rzeczy, że zaproszę ją do Krakowa, że pokażę Zakopane i góry, że pojadę z Mamą nad morze. Mama nie zobaczyła nigdy w życiu Krakowa.

 

Nie widziała ani Krakowa ani gór (z Morskim Okiem w środku) ani morza. Nie dotrzymałem obietnic… Minęło od śmierci Mamy prawie pół wieku. Czemu Jej nie zawiozłem do Krakowa i nie pokazałem Sukiennic, kościoła Mariackiego, Wawelu, Wisły…

I dalej:

Syn mieszkał w Krakowie… młody „obiecujący” poeta”… i ten poeta, który tyle wierszy napisał dla matki i tyle wierszy dla wszystkich matek… nie przywiózł Mamy do Krakowa w roku 1947 ani w 1949…

Uderzyło mnie to. Człowiek skupiony na sobie, swoich wyobrażeniach, kreuje wewnętrzny świat, gdy obok rzeczy się dzieją. Są. Albo nie, właśnie ich nie ma, bo ten nie potrafi ich dostrzec. Matka nie przypomina o sobie, nie robi wyrzutów, więc łatwo się zapędzić, zapomnieć i myśleć, że jest dobrze. A nie jest, nie byli razem nie tylko w górach, czy nad morzem, nie byli nawet w kawiarni, cukierni, teatrze. Nie byli, bo „był poetą”?

 

A ŻYCIE PŁYNIE…

Wymagania się nawarstwiają. Od czegoś się zaczyna, nie od razu sprawy przybierają na wymiarze. W zasadzie nie od czegoś, a od kogoś – nas samych. I małych obietnic składanych po cichu, niespełnionych nigdy albo spełnionych po czasie z podwójnym poczuciem, że mogłam wcześniej, lepiej, inaczej. Najgorzej, jak już za późno na cokolwiek. Najgorzej, jak zawodzimy nie tylko siebie.

post 3

 

POMYŚL, PROSZĘ

Znasz to uczucie. Jest paskudne, bo masz świadomość, że mogłeś. Gdyby teraz zastanowić się, co wisi gdzieś nad tobą jako niespełniona obietnica, wziąć kartkę i zapisać, to byłoby tam więcej punktów niż jeden, prawda? Zrób coś z tym. Nie czuj się winny.