Menu
Wywiady

Nasze świąteczne tradycje

Ale się ekscytuję! Uwielbiam święta Bożego Narodzenia, to po pierwsze. Po drugie – zaprosiłam do udziału we wpisie cztery blogerki, które opowiedzą nam o swoich świątecznych tradycjach. W końcu co region, to drobne zmiany. Oddaję im głos, niech wprowadzają cię w swoje światy, ja o swoim odrobinę opowiem na końcu.

3


 

natka

Natalia

www.dziewczynazjedymokiem.pl

Święta to taki czas, który na przestrzeni swojego życia postrzegałam bardzo różnie – ale są takie stałe punkty, które niezmiennie trwają do dziś. Od dziecka dzień Wigilii kojarzy mi się z niespokojną ekscytacją i oczekiwaniem. O wypatrzenie pierwszej gwiazdki trudno jest w tak dużym mieście, jakim jest Kraków, ale zapachy dobywające się z kuchni podsycały moją niecierpliwość. Bo przecież głodna (pościmy, dwa lekkie posiłki tego dnia) oczekiwałam na moje ukochane pierogi z suszonymi śliwkami. O tak, to kolejne świąteczne cudo. Tylko raz w roku mam okazję rozkoszować się tym cudnym smakiem. Makowiec i sernik babci.

Po własnej Wigilii w wąskim gronie jedziemy do dziadków. Uwielbiam łamać się z Nimi opłatkiem, bardzo rozczula mnie ta część wieczoru – buziak w czoło od ukochanych dziadków to wspaniały i bezcenny prezent. Właśnie, co do prezentów – odkąd sięgam pamięcią, rodzice nieźle się starali, by zrobić nam niespodziankę. Doceniam to bardzo, bo nie sposób wręczyć komuś pieniądze. Kolorowe pakunki pod wspólnie przystrojoną choinką pojawiają się do dzisiaj, różnica jest taka, że teraz i ja trudzę się nad podarkami dla najbliższych.

I jeszcze jeden stały punkt! Kolędowanie! Tak, tak, panna Natalka, od przedszkolaka śpiewa kolędy u babci. Do dziś. Wraz z siostrą i kuzynem pielęgnujemy ten zwyczaj, mimo lekkiego buntu, który pojawił się w okolicach gimnazjum – bo przecież taka jestem dorosła i nie będę się ośmieszać, nie? Nie. 20 na karku, a ja mam zamiar i w tym roku zaśpiewać! Boże Narodzenie to zdecydowanie od zawsze moje ukochane święto, i chociaż co krok czytam refleksje kolejnej osoby, o utraconej magii i wyjątkowego klimatu w tym czasie, mnie udaje się pielęgnować tradycje i, całe szczęście, wciąż traktuję ten okres jako niesamowity, ciepły i rodzinny.


olga

Olga

www.makehappyday.com

Uwielbiam Święta Bożego Narodzenia i z radością oczekuję ich nadejścia. Myśląc o świątecznych tradycjach, kłopot sprawia mi opowiedzenie tylko o jednej. I chyba nie będę oryginalna, bo myślę, że tradycje świąteczne w moim domu nie różnią się znacznie od tych, które Wy macie w swoich. Chociaż… U mnie Boże Narodzenie poprzedza zagniecenie ciasta na pierniczki już w listopadzie. Staram się robić to 11 listopada, lub dzień po. Tak, żeby ciasto miało czas dojrzeć. A potrzebuje na to od 4 do 6 tygodni. Oczekiwanie na pieczenie pierniczków mija nam bardzo szybko, zwłaszcza w ostatnich tygodniach, gdy zaczynamy już myśleć o prezentach, o świątecznych potrawach, które przygotujemy, o przyjeździe męża do domu.

Od kiedy mam swoją rodzinę, staram się, abyśmy tworzyli nasze świąteczne tradycje. Jedną z nich jest na pewno pieczenie i dekorowanie wspomnianych już pierniczków, wspólne kupowanie prezentów dla najbliższych, ubieranie świątecznego drzewka w wigilijny poranek. Lubię też zakończyć świąteczne porządki dzień przed wigilią, by w ten magiczny dzień w domu czuć było świeżość zawieszonych w oknach firanek, która miesza się z zapachem drzewka, pierników i pieczonych przeze mnie ciast.

Po wigilii, którą zawsze jemy u mojej mamy, wychodzę z Leną do drugiego pokoju, sprawdzić, czy na niebie nie widać sań Mikołaja. Kiedyś to ja tak wypatrywałam Mikołaja, razem z bratem. Gdy słyszymy, że drzwi od balkonu się zamykają, wracamy do salonu, a tam…wielka radość, bo Mikołaj właśnie wyszedł i zostawił prezenty. Uwielbiam ten moment, gdy córka rozpakowuje prezenty, tę dziecięcą radość ze spełnionych marzeń. Tak, jak lubię ten moment, gdy późnym wieczorem położę się już z mężem na kanapie, pod ciepłym kocem i wspólnie obejrzymy jakiś świąteczny film.

Wesołych Świąt!


angelika

Angelika

www.adreamerslife.pl

Czas Świąt od zawsze kojarzy mi się z mandarynkami, kruchymi ciasteczkami i pierogami. Z niecierpliwością wyczekiwałam początku grudnia, aby spędzić z mamą cały dzień w kuchni i piec setki ciasteczek, które lądowały w metalowych puszkach i czekały na Święta. Oczywiście należało przeprowadzać co jakiś czas kontrolę jakości – byłam całkiem niezła w podjadaniu moich ulubionych kruchych ciasteczek, chociaż oprócz nich piekłyśmy również rogaliki z nadzieniem z marmolady i ciasteczka orzechowe. U mnie w domu nie przygotowywało się pierniczków.

Dzień przed Wigilią nadchodził upragniony czas, kiedy tata wyciągał drabinę i sięgał po kartony pełne ozdób choinkowych. W tle leciały kolędy, mama krzątała się po kuchni, a ja z tatą ubierałam choinkę. Przez długie lata dałam się nabierać na trik z wypatrywaniem pierwszej gwiazdki. Kiedy zaczynało się ściemniać, tata zabierał mnie do mojego pokoju i dopiero jak wypatrzyłam pierwszą gwiazdkę mogliśmy zasiąść przy stole. Podczas mojej nieobecności Dzieciątko podrzucało prezenty pod choinkę. Na Śląsku to właśnie Dzieciątko przynosi podarki.

Na wigilijnym stole znajdował się żurek z grzybkami i ziemniakami, pierogi z kapustą i grzybami okraszone cebulką, karp oraz dorsz. Śledzie w oleju i te w śmietanie, a także podsmażane grzybki. Nie jesteśmy rodziną ze śląskimi korzeniami, dlatego u nas nie jadło się ani moczki, ani makówek, ani zupy owocowej. Po wieczerzy najmłodsze dziecko rozdawało prezenty i zazwyczaj robiłam to ja. Uwielbiałam patrzeć jak rodzice i babcia rozpakowują prezenty, które zawsze tak skrupulatnie dla nich pakowałam. Potem przychodził czas podziwiania niespodzianek, słuchania kolęd, zajadania się sernikiem, mandarynkami i orzechami. Często też wspólnie graliśmy w gry planszowe, układaliśmy puzzle i oglądaliśmy “Kevina samego w domu”.


monika

Monika

www.kierunekorient.blogspot.com

(jestem zauroczona tą opowieścią)

Święta są dla mnie czasem bardzo emocjonalnym i nie umiem podejść do nich obojętnie. Ten czas, to coś więcej niż choinka na Rynku Głównym w Krakowie, budki z przekąskami (jak te oscypki zachęcająco pachną!), lodowisko przy Galerii Krakowskiej, czy stoiska, gdzie obok kiełbasek i bombek można kupić balony i płyty, a z głośników leci disco polo. Święta kojarzą mi się z grudniowymi, zimowymi wieczorami, kiedy przemarznięta wracałam do domu ze szkoły i od progu witało mnie ciepłe światło z salonu, zapach przyprawy do piernika i rodzice z ciepłą herbatą dla mnie. Albo kiedy mama przychodziła na palcach, niepostrzeżenie, do mojego pokoju włączyć rano choinkę, żeby – kiedy się obudzę – wszystko było w czerwonej poświacie od lampek, w kuchni już czekała kawa z mlekiem i śniadanie, a z radia płynął „Jest taki dzień”. Pamiętam też, jak razem z rodzicami siadałam i z „Księgi Bożego Narodzenia”, którą dostałam na Mikołaja, uczyłam się kolęd i świątecznych zwyczajów na świecie, a z dziecięcego magnetofonu Krzysztof Krawczyk śpiewał kolędy na wysłużonej kasecie.

Próbuję te tradycje jak najdłużej podtrzymać, więc kiedy wstaję rano na uczelnie włączam choinkę żeby, kiedy mój chłopak się obudzi, pokój był w świątecznym klimacie kolorowych światełek i świątecznych ozdób. Słuchamy razem kolęd, a kiedy widzi, że się rozklejam (płaczę na kolędach i nie ważne, że słucham ich n-ty raz) potrafi pocieszyć, że jestem jego najukochańszą „ciepłą kluchą” i idealnie przenoszę do studenckiego mieszkania klimat domu. I obowiązkowo, w ostatni weekend spędzany razem, robimy sobie Wigilię, z barszczem z uszkami, rybą i prezentami. A potem „wigilijny” spacer po Plantach (może w końcu spadnie śnieg i będzie romantycznie jak rok temu!), ciesząc się jak najdłużej swoją obecnością przed wyjazdem do domów.

Tradycje świąteczne zaczynają się w moim domu przygotowaniami. Dopiero kiedy wyjechałam na studia, zrozumiałam, że to też buduje klimat Świąt, bardziej niż lampki na ulicach, czy świąteczne piosenki z głośników. W pewnym momencie nastaje w domu taki czas, kiedy albo ja, albo mama włączamy muzykę z „Dziadka do orzechów” i wtedy wiadomo, że Święta są tuż, tuż.

Z dzieciństwa pamiętam też , że w wieczór przed Wigilią chodzili kolędnicy, których nazywaliśmy Wiliarzami. Google-Dobra-Rada podpowiada, że tacy chodzą w Wielkopolsce, stąd moje ogromne zdziwienie, bo jestem z południa świętokrzyskiego! Poprzebierani na czarno chłopcy, ze słomianymi czapami, uplecionymi ze słomy strojami i twarzami w sadzy, mieli zawsze słomiane rózgi, którymi „bili” domowników na szczęście. Niezbyt mocno, zawsze z dobrym słowem i życzeniami, ale i tak bałam się ich będąc dzieckiem. A teraz żałuję, ze ta tradycja umarła i na próżno czekać na nich w przedwigilijny wieczór.

Co roku robimy sobie przed Wigilią rodzinne zdjęcie. Na początku nie wszyscy byli chętni do wspólnej fotografii, ale teraz z sentymentem i zaciekawieniem oglądamy świąteczne zdjęcia z ostatnich pięciu lat. Zawsze razem, przy ogromnej choince i tylko twarze pokazuję, że minął kolejny rok. Później łamiemy się opłatkiem i składamy sobie życzenia – to chyba najbardziej emocjonujący czas. Kiedy próbowałam o tym opowiedzieć moim arabskim, muzułmańskim, znajomym zawsze dziwiło ich, jak w Polsce rodzinnie przeżywa się Święta, że to nie tylko choinka, Mikołaj i prezenty, ale przede wszystkim bycie razem, dla siebie. Po kolacji i rozpakowaniu prezentów jest czas na wspólne śpiewanie kolęd (najlepiej mało znanych! Od dzieciństwa moimi ulubionymi są „Mędrcy Świata”, „Hej kolęda, kolęda”,czy „W żłobie leży” i „Gore gwiozda” właśnie w góralskiej wersji), opowiadanie rodzinnych anegdot. Wierzcie mi, w życiu nie usłyszałam tyle historii z czasu narzeczeństwa rodziców, czy wojska dziadka, co przy świątecznym stole. Całość dopełnia wyjście na Pasterkę i zostanie w kościele po mszy, bo ksiądz grający na organach zwykle daje mały „koncert” świątecznych piosenek. I chociaż wracamy około drugiej w nocy, to najchętniej usiedlibyśmy razem i przeżyli ten wieczór jeszcze raz.


ola

Ola

Przeczytałam cztery wspaniałe wypowiedzi, które wprowadziły mnie w bardzo przyjemny nastrój. Ucieszyłam się na myśl, że już za parę dni znajdę się w moim rodzinnym domu, z którego mam tak blisko do domu babci. Z tym drugim miejscem bardziej kojarzą mi się święta, bo tam spędzaliśmy je całą rodziną odkąd pamiętam. Na wigilijnym stole zawsze jako pierwsza potrawa pojawiał się kompot z suszu z makaronem. Nie przepadaliśmy za nim z kuzynem, ale zjedzenie go było konieczne, żeby dostać pozwolenie odejścia od stołu i zajrzenia pod choinkę, pod którą prezenty czekały już przed kolacją. Czekały, kusiły i nigdy nie zawodziły naszych dziecięcych pragnień. O ile kompot na talerzu nie jest popularnym daniem, kolejne nasze były już zupełnie tradycyjne – pierogi z kapustą i grzybami, kapusta z grochem (znana w innych rejonach jako pazibroda), karp, śledzie, smażona ryba w octowo-cebulowej zalewie, sałatka jarzynowa.

Rok temu po raz pierwszy w życiu zakończyłam wigilijny wieczór inaczej niż zwykle, poszłam na Pasterkę. I nie wiem, czemu nie zrobiłam tego dziesięć lat wcześniej, to magiczny moment.


5

Opowiedz mi proszę o swoich świątecznych tradycjach. O potrawach. Ważnych momentach. Wspomnieniach. I odwiedź blogi moich dzisiejszych gości.