Jeśli masz dwa wolne wieczory
Pozwól się wiedźmie wziąć w szpony
Otwórz oczy, uszy, myśli
Niech opinia sama się wyśni
Dobrze już, dobrze, nie będę się więcej silić na formy liryczne, nie chcę tu wzbudzać kontrowersji, wystarczy, że robi to książka Doroty Masłowskiej. Samą autorkę lubię, czytałam Kochanie, zabiłam nasze koty i śledzę poczynania Mister D. Ucieszyłam się nawet, że muszę przeczytać Jak zostałam wiedźmą na zajęcia seminaryjne, bo od samego jej wydania chciałam, ale jakoś nie było okazji.
Mój zapał słabł z każdą stroną. Czy naprawdę były ku temu powody?
Opis sugeruje niezłą zabawę. Bowiem wiedźma…
…głodna, szuka niegrzecznych maluchów, by zrobić z nich zupę. Upatrzonej przez nią dziewczynce jednak wiele zarzucić się nie da. Wiedźma postanawia zaczarować dziecko i zmusić je do znalezienia niegrzecznego chłopca, dzięki któremu upragniona zupa będzie zjadliwa. Spryskuje dziewczynkę Podmianą Myśli i wraz z konikiem na biegunach wyprawia na poszukiwania Bogusia, który najbardziej kocha iPhone’a i chipsy. Wkrótce okazuje się, że coś poszło nie tak…
Pierwsze przeczytanie całości było dla mnie co najmniej trudne. Może nie umiałam, może nie tak jak trzeba odbierałam. Gubiłam się w fabule. Nie czytałam z przyjemnością. Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to baśń dla dzieci, czy dla dorosłych. Tytuł sugeruje, że dla przedstawicieli obu okresów życia, ale mnie żaden nie wydawał się odpowiedni.
Kiedy na zajęciach zostaliśmy spytani o wrażenia, powiedziałam, że nie nadążałam za akcją, więc jak dziecko może się w tym połapać? Nie tylko moja opinia była niezbyt pochlebna, w zasadzie z całej grupy tylko jedna osoba w stu procentach wyrażała zachwyt.
Ale wiesz co? Przeczytałam parę fragmentów raz jeszcze, przemyślałam wnioski, które padły na uczelni, poczytałam o tym więcej i obejrzałam kilka nagrań. Zmieniłam zdanie.
Pewne lektury wymagają uzmysłowienia sobie czegoś więcej niż tylko przyswojenia warstwy tekstowej. Pobieżne przeczytanie odepchnęło mnie od książki. Drugie, wnikliwsze i z dodatkową wiedzą, pozwoliło spojrzeć zupełnie innym i o wiele łagodniejszym okiem na twórczość Masłowskiej, którą samą w sobie lubić trzeba i rozumieć też.
Opowieść kipi językowymi smaczkami i różnymi śmiesznostkami. Tylko tu mówi się Do nienawidzenia zamiast Do widzenia. Tu łapie się dzieci w Bachorołapy. A wiesz, czym jest Żuleria von Mocz albo LUX-SMRÓD? Co to iPuderniczka? Tu się dowiesz.
To przecież baśń!
Baśń baśniowata i swą baśniowością emanująca, a ja tego nie zauważyłam. Gdyby się zastanowić, zawiera wszystkie komponenty składające się na ten gatunek.
Nasycona cudownością, czarami, fantastycznymi zdarzeniami? TAK.
Przekracza granice między światem realnym a nadnaturalnym? TAK.
Pojawiają się niesamowite postacie? TAK.
Dobro walczy ze złem i ostatecznie wygrywa? TAK.
Całość dopełniają piękne rysunki Marianny Sztymy.
Bardzo spodobały mi się te nagrania, na których autorka sama czyta fragmenty.
Nie zależy mi na robieniu typowej recenzji, ale na zwróceniu twojej uwagi na tę książkę. Chciałabym, żebyś kiedyś ją przeczytał i napisał mi, co myślisz, jakie pierwsze wrażenie na tobie wywarła.
Myślę też, że ta baśń może stanowić punkt wyjścia do rozmowy z dzieckiem o umiejętności zachowania się w pewnych sytuacjach, jak i, a może przede wszystkim, do rozmowy o wartościach. Więcej, więcej i więcej, znaczy lepiej, lepiej i jeeeszcze lepiej? Z tym cię zostawiam.
Psik, psik, rozpylam Rozmowny Spray,
komentarz choćby krótki daj.