Na całym świecie istnieją grupy ludzi, którzy starają się żyć bez produkowania śmieci. Oznacza to, że na zakupy chodzą wyłącznie z materiałowymi torbami i woreczkami (zastępującymi foliówki, w których zwykle przynosimy ze sklepu pieczywo lub warzywa), słoikami czy pudełeczkami wielorazowego użytku. Zamiast wyrzucać odpady kuchenne – kompostują je. Jeśli coś im się zepsuje, naprawiają lub przetwarzają tę rzecz. Kosmetyki i środki czystości wytwarzają samodzielnie, ze znanych, naturalnych i łatwo dostępnych składników. Mowa oczywiście o osobach żyjących według zasad idei zero waste, która ma coraz szersze grono zwolenników.
O nurcie zero waste dowiedziałam się dosyć dawno z jednego z moich ulubionych podcastów, ale nigdy nie pomyślałam, że ja też mogłabym spróbować żyć bezśmieciowo.
Próbowałam być zero waste
W minione wakacje jedno z wydawnictw, przy promocji książki o tym, jak nie marnować, rzuciło mi pewne wyzwanie. Polegało ono na przeżyciu przynajmniej jednego dnia zgodnie z zasadami zero waste. Otrzymałam wówczas specjalne woreczki, które miały służyć mi jak foliówki, gdybym chciała akurat wybrać się na zakupy oraz książkę, oczywiście (tak swoją drogą – niezwykle ciekawą i NAPRAWDĘ pomocną, jeśli ktoś chciałby produkować mniej odpadów. Mowa o książce Życie zero waste Kasi Wągrowskiej). Pamiętam, że bardzo trudno było mi wtedy być na 100% zero waste, ale starałam się, a po przeczytaniu książki, udało się wprowadzić kilka zmian na stałe. O nich jednak innym razem, bo w tym wpisie chciałabym poruszyć temat jedzenia, którego chyba marnujemy najwięcej i uważam, że wszelkie zmiany, mające prowadzić nas do życia bez produkowania śmieci, powinniśmy zacząć w kuchni.
Ile jedzenia marnują Polacy i dlaczego?
Promocje, 2 za 1, robienie zakupów, kiedy jesteśmy głodni – krótko mówiąc, nie potrzebujemy wielu powodów, aby kupić więcej, niż w rzeczywsistości jest konieczne i jesteśmy w stanie zjeść. A potem wyrzucamy. Najczęściej pieczywo, owoce, warzywa oraz jogurty. Szacuje się, że Polacy wyrzucają rocznie 9 milionów ton jedzenia. 9 MILIONÓW TON. Jak wynika z danych Greenpeace Polska, plasujemy się pod tym wzgledem na piątym miejscu w Unii Europejskiej. Nie jest to z całą pewnością powód do dumy. To duży problem, zarówno ekonomiczny, jak i społeczny.
Dlaczego wyrzucamy tak dużo? Przyczyn jest sporo. Pierwszą i najbardziej oczywistą jest to, że kupujemy za dużo. Albo na zapas, ale zanim zdążymy ten zapas spożytkować, kończy się termin przydatności. Innym powodem może być brak naszej pomysłowości. Boimy się eksperymentować, łączyć smaki. Czasami nie wiemy, jak dany produkt odpowiednio przechowywać i zapominamy, że możemy mrozić.
Dlatego serce mi rośnie, kiedy widzę takie inicjatywy jak wydanie książki Gotuję, nie marnuję. Kuchnia ZERO WASTE po polsku Sylwii Majcher. To mały krok ku uświadomieniu, że z wielu produktów, które wydają się mieć przyklejoną etykietkę „DO WYRZUCENIA”, można zrobić pyszne danie lub szybką przekąskę.
Gotuję, nie marnuję, czyli twój pierwszy przewodnik po odpadkach 🙂
Autorka książki zauważa, że przeciętna polska czteroosobowa rodzina wyrzuca do kosza produkty warte 2500 zł. Nie do pomyślenia! A jednak. Może warto zastanowić się, na co wydalibyśmy taką dodatkową kaskę, zamiast znowu wyrzucić resztkę sałaty, podczas gdy z łatwością można ją… na przykład udusić z innymi dodatkami i zjeść na podwieczorek.
Książka Sylwii Majcher to zbiór pomysłów/przepisów na to, jak wykorzystać pozostałości z lodówki i szafek. Bez wyznaczonych gramatur, bez doprecyzowanych proporcji.
Pierwsza (krótka) część książki zawiera zasady niemarnowania żywności, a także porady dotyczące robienia listy zakupów, sposobów przechowywania jedzenia. Znajdziesz w niej również przykład menu na tydzień z zachowaniem zasady „nic tu się nie zmarnuje!”. W drugiej części znajdują się już przepisy, posegregowane według produktów, które najczęściej się marnują. Najobszerniajsza lista pomysłów jest w kategorii chlebowej. Muszę przyznać, że niektóre rozwiązania totalnie zaskakują!
Wybacz, że będzie to wpis bez zdjęć posiłków z resztek, ale zrobienie im ładnej sesji jest sztuką i pozostawię to autorce książki Gotuję, nie marnuję, która pokazuje na pozór proste zdjęcia, bez zbędnych stylizacji, a jednak mające w sobie „to coś”. Tę nutkę prostoty codzienności, która sprawia, że chce się spróbować wykorzystać te obierki, zamiast tradycyjnie wyrzucić do kosza.
Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba po przeczytaniu tego wpisu zastanowi się nad tym, ile wyrzuca i czy nie da się tego uniknąć.