Wszyscy mamy jakieś cele. Większe czy mniejsze – nieważne, tu liczy się fakt, że je mamy i dla nas są istotne. Myślimy, co zrobić, aby do upragnionych efektów dotrzeć, szukamy sposobów, podpowiedzi, motywacji i… często plany kończą się tam, gdzie zaczęły, czyli w naszej głowie. Odpuszczamy i zamiast działać leżymy na kanapie, oglądając kolejne sezony amerykańskich seriali, nijak mających się do naszej rodzimej rzeczywistości.
Piszę o tym i jak można się domyślić – znam to z doświadczenia. Ileż to razy obiecywałam sobie różne zmiany, chciałam zrobić coś innego, ciekawego, coś ponad. Skutki – marne. Zdarzało się, co prawda, że szłam w dobrym kierunku, ale za chwilę zazwyczaj ścieżki mi się mieszały, chęci były równe zeru, a jakikolwiek sukces stawał się z powrotem mieszkańcem odległej galaktyki.
Zastanawiałam się, co robię źle i za każdym razem dochodziłam do mylnych wsniosków. Uznawałam wówczas, że najwidoczniej to zajęcie jest nie dla mnie. Bzdura! Jak się okazuje, głównym problemem było stawianie sobie zbyt „górnolotnych” zadań. Powiecie, że trzeba mierzyć wysoko. Jasne, trzeba, ale ja chciałam od razu, przy pomocy jednego wielkiego kroku zdobyć szczyt. A to nie jest realne. W związku z tym, nie widziałam efektów działania, a to przyczyniało się do porzucania większości aktywności.
Może wystarczyłoby inaczej precyzować cele?
Jak wyznaczać cele?
Specific – żadnych ogółów! Cel musi być sprecyzowany, a my musimy wiedzieć, co chcemy osiągnąć, po co i w jaki sposób. Najlepiej wystrzegać się sformułowań typu „chcę podszkolić swój angielski”, zamieniając je na „każdego dnia nauczę się 50 słówek”.
Measurable – mierzalność jest niezwykle ważna. Warto wiedzieć na jakim stopniu realizacji już jesteśmy.
Ambitious (attractive) – to ma być zarazem wyzwanie ambitne i wzbudzające ciekawość. Dalekie od nudy i napawające werwą do działania.
Realistic – to dość oczywiste. Nie zakładajmy czegoś, co jest poza naszymi (ludzkimi) możliwościami.
Timely – nigdy więcej słów: może kiedyś! Gdy coś postanawiamy, starajmy się umiejscowić to w jakichś ramach czasowych. Produktywniej pracujemy, mając określone terminy.
Metoda małych kroków – po prostu zacznij!
Bardzo prosty przykład: od miesiąca chciałam przeczytać
The Great Gatsby w języku angielskim. Długo niczego w tym kierunku nie robiłam, książka kurzyła się na półce, a ja tylko rozmyślałam, że jak już przez nią przebrnę to będzie wspaniale, tyle nowych słów poznam i utrwalę konstrukcję czasów. Prócz myślenia o tym – nic, żadnego działania. W końcu olśniło mnie, że od czegoś muszę zacząć i powiedziałam sobie: przeczytaj trzy strony, tylko tyle na początek. Jak się pewnie domyślacie, trzy strony zamieniły się w cały rozdział, ten w kolejny. Gdyby nie ten mały kroczek nie ruszyłabym z tym tłumaczeniem w ogóle, a tak co? Dwa rozdziały to zawsze coś!Jakie są wasze sposoby na realizację celów?