Menu
Moda

Ja, moda i Sellektor

Ja i moda chodzimy różnymi drogami.

Ja lubię stąpać bezpieczną ścieżką, bez wielu zakrętów, bez martwienia się, czy przypadkiem nie wdepnę w kałużę albo błoto, bez łapania rumieńców, kiedy inny przechodzień na mnie spojrzy. Moda oferuje szlaki, których nie znam, a skoro nie znam, to się ich boję. Zamiast iść spokojnie, przez modę mogę zostać wrzucona do ciemnego lasu, a przecież wiadomo, że po omacku to słabo się spaceruje. Między innymi dlatego zwykle nie interesują mnie trendy, hity i wszystko, co jest must have tego danego sezonu. Nie uciekam od tego, bo się nie da, ale nigdy nie było to dla mnie szczególnie ważne. Bycie modnym kojarzy mi się też z ciągłymi wydatkami, w końcu produkty będące na fali często się zmieniają. Wymaga to również zaangażowania (trzeba śledzić portale i magazyny), czasu (trzeba biegać po sklepach i potem rozmyślać, co z czym połączyć, żeby następnego dnia olśniewać) i na koniec najważniejsze – wymaga pewnej odwagi (a tej u mnie ciągle deficyt).

jak

fot. Joanna Rytter

W efekcie moja garderoba składa się z kilku par wąskich spodni, kilku swetrów, koszul i zwyczajnych, bawełnianych bluzek, jednej marynarki i kilkunastu sukienek. To jesienią i zimą. O lecie nawet nie mówmy. Z tych wszystkich elementów każdego poranka zestawiam codzienny strój, który jest po prostu bezpieczny. Nie wyróżnia się na tle innych, nawet kolorystycznie. Zwracanie na siebie uwagi to ostatnie na czym mi zależy.

Ale zaraz, zaraz… Kto powiedział, że wszystko, co napisałam o modzie to moje ostateczne zdanie i że będę je usilnie podtrzymywać?

Powoli zaczynam zauważać, że to tylko kwestia upodobania do wyjątkowo cieplutkiej strefy komfortu, którą stworzyłam wokół siebie dzięki swojej stonowanej szafie. I że to wcale nie musi być takie trudne i po omacku przemierzane. Nie powiem też, że nagle zrozumiałam, że moda jest super i zacznę przenosić kreacje z wybiegów na siebie, ale coś się otworzyło. Mikrookienko, która wpuszcza zielone światło dla poznawania tego obcego świata. A może to zasługa mojej pracy, gdzie mimochodem dowiaduję się co w grubych, kolorowych magazynach piszczy. Jeszcze nie wiem. Ale mniej się boję.

jak znaleźć styl

Przy okazji pisania o modzie nie mogę nie wspomnieć o fajnym projekcie marki Sellektor, z którą – można powiedzieć – kilka rzeczy się już robiło, parę wpisów dla siebie wzajemnie napisało 😉 Ekipa Sellektora wraz z początkiem listopada ruszyła z akcją November Chic. O co chodzi? We współpracy ze stylistką Martą Kalinowską, przygotowano 30 stylizacji na 30 dni miesiąca, każda z nich odkrywana jest codziennie. Jak łatwo się domyślić, połowa jest już jawna. Nowy look zawsze połączony jest z radami stylistycznymi i gotową listą zakupów. Tak sobie myślę, że dla takiej osoby jak ja to niezłe rozwiązanie! Akcja pokazuje przede wszystkim, że nie trzeba posiadać miliona rzeczy, żeby wyglądać dobrze. Wystarczy mieć umiejętnie dobrane i równie umiejętnie je zestawiać.

Urzekł mnie zestaw z 14 listopada. Spójrz tylko, a też oczy zamienią ci się w dwa czerwone serduszka:

posty_na_bloga_-_look_i_packshoty_14

płaszcz – Lost Ink
bluzka – Kiomi
buty – Missguided
jeansy – Topshop
okulary – Miu Miu

Niby proste zestawienie, a myślisz: wow, też tak chcę wyglądać! 🙂 Poza tym są to ubrania, które myślę, że można dowolnie stylizować, w zależności od nastroju, okazji, pogody, pory roku (prócz lata, ale lato już w pierwszej części wpisu wykluczyliśmy z gry).

No dobrze,  zostawiam cię z Sellektorem, odkrywaj dzielnie każdego dnia nową stylizację i trzymaj kciuki, żebym odważyła się otworzyć modzie nie mikrookienko, ale – niech tam! – całe drzwi! 🙂