Gdybym miała przed sobą kwestionariusz, a w nim rubrykę na wpisanie ulubionego sportu, to bez zastanowienia mogłabym wpisać, nawet czerwonym kolorem: martwienie się. Doprawdy jestem w tym dobra, umiem martwić się o coś, co już było, co jest lub co za chwilę krótszą lub dłuższą się wydarzy. Jak każda dyscyplina, martwienie się spala moje boczki i pozwala na osiągnięcia. Jakie? Och, całe mnóstwo. Więcej wypadających włosów, bledsza skóra, czasem bezsenność o piątej nad ranem. Tylko zamiast endorfin w efekcie końcowym pojawia się jakiś chochlikowy efekt uboczny, trochę tak, jakby dementorzy maczali w nim palce.
Nikt nie potwierdził tego naukowo, ale po obserwacji tych maratonów martwienia się, swoich i innych, mogę stwierdzić, że 99% naszych szarych przypuszczeń nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. A to co było? Po co rozczulać się nad rozlanym mlekiem, nic nam po nim. Możemy tylko zapamiętać, żeby następnym razem nie stawiać szklanki na krawędzi stołu.
Tyle mnie ostatnio ciekawi. Przekonałam się do wcześniej nieznajomo brzmiących – podcastów i webinarów. Kiedyś obojętne, dziś stały się czymś wyczekiwanym z zeszytem i długopisem, który ułatwia szybkie notowanie. Dlaczego o tym teraz wspominam? W jednym z tych wirtualnych szkoleń usłyszałam coś, co wywołało niekoniecznie przychylny uśmieszek. Webinar dotyczył dobrych nawyków w zarządzaniu czasem, a tą w pierwszym odczuciu niepoważną propozycją (która zresztą pochodzi z nieobecnej jeszcze na rynku nowej książki Gretchen Rubin) było zaplanowanie martwienia się.
Całkiem prosta sprawa, masz jakiś problem, zapisz sobie w planerze 15 minut na martwienie się. Pomartw się, a potem przez cały dzień nie waż się tego robić. Czy tylko mnie to bawi? Bawi, a zarazem podpowiada: hej, hej, to może dobra metoda, może wreszcie zmienisz coś w rubryce ulubiony sport.
A gdyby tak… nie martwić się wcale? Tak nic a nic? Rzecz jasna, nie namawiam do lekkomyślności, ale gdyby te wspomniane wcześniej 15 minut poświęcić na zrobienie sobie kubeczka gorącej czekolady z piankami i zastanowienia się w jaki sposób wysłać powody do zmartwień na wieczne wakacje?