Menu
Wywiady

Przepis na Instagram – jak robią to blogerki?

Przygotowania, dziesiątki ujęć, by złapać ten najlepszy kadr i długie minuty poświęcone obróbce czy złapana spontanicznie chwila?

Każda z dziewczyn, które odwiedziły mnie w dzisiejszym wpisie ma inny przepis na Instagram. Zrzeszają wokół siebie tysiące followersów, są sobą i zachwycają. U mnie zdradzają swoje małe sekrety 😉

@haukotella

klaudia

Profil na Instagramie prowadzę już prawie 2 lata. Na początku dodawałam tylko przypadkowe zdjęcia i nawet nie zastanawiałam się nad tym, aby publikować spójne treści. Przez ten czas przeszłam przez różne style jednak ostatecznie zdecydowałam się na jasne, pastelowe zdjęcia. Swój profil określiłabym jako romantyczno-kobiecy.

Obecnie nie mam niestety tyle czasu, ile bym chciała, dlatego publikuję ok. 2 zdjęcia tygodniowo. Wiem, że jest to zdecydowanie za mało, aby utrzymać zainteresowanie odbiorców. Zdjęcia zazwyczaj robię wcześniej, zazwyczaj w weekend i później publikuję w tygodniu. Do tej pory zdjęcia robiłam lustrzanką cyfrową i obrabiałam na komputerze, natomiast teraz bardzo często robię zdjęcia telefonem iPhone SE i obrabiam aplikacją Snapseed. Najczęściej pojawiają się u mnie zdjęcia kwiatów, sezonowych owoców, słodkości oraz moje stylizacje.

@jaglowska

ola

Mój przepis na świetne konto na IG? Prawdopodobnie będzie kontrargumentem dla wszelkich powszechnie stosowanych rad, ale jak widzicie, ja na tym zyskuję. 😉

Wyznaję zasadę: instagramowe zdjęcia (w przeciwieństwie do tych publikowanych na blogu) są bardzo spontaniczne, autentyczne, pozbawione wszelkich niepotrzebnych obróbek. Społeczeństwo przepada za naturalnym życiem uchwyconym z tej ‘piękniejszej strony’. Co więcej, lustrzankowe fotografie ZAWSZE zdobywają mniejszą ilość lajków niż te wykonane telefonem. Przypadek? Sądzę, że obserwatorzy podświadomie wyczuwają ‘niesmartfonowe fotki’, które słabo pasują do idei aplikacji.

Kluczowym składnikiem sukcesu jest interakcja – rozmowy z followersami, odpowiedzi na komentarze, przyjmowanie konstruktywnej krytyki oraz wchodzenie w porywające dyskusje zacieśniają więzi miedzy właścicielami kont. Ponadto udowadniają prostą prawdę: ‘insta-stars’ to przeciętni ludzie stykający się z codziennymi problemami, a nie (jakby się mogło wydawać) roboty zaprogramowane na masową perfekcję.

Ale uwaga! Nadmierna wylewność zanudza – Instagram nie jest odpowiednim miejscem na opowiadanie złożonych, życiowych historii. To wyłącznie środek przekazu do dzielenia się fantastycznymi treściami! Ostrożność należy również przyjąć wobec nachalności i ‘wszechobecności’ – publikowanie sześciu zdjęć dziennie i pisanie komentarzy pod każdym losowym zdjęciem staje się przerażające… co za dużo, to nie zdrowo. 😉

Tematyczna różnorodność fascynuje – przecież zawsze warto podglądać konto, na którym zobaczymy mnóstwo inspiracji! No i najważniejsze: poczucie estetyki. Moim zdaniem, ciągłe rozmyślania nad ‘jednolitością’ konta nie są dobrym pomysłem. Warto być sobą, nie ograniczać się przyjętymi ramami, dzielić się niepowtarzalnym gustem. Jeśli działania w social mediach będą zgodne z naszymi poglądami oraz odczuciami, to bez wątpienia praca nad spójnością postów nie będzie już potrzebna – wszystko ułoży się w przyjemną dla oka, przedstawiającą nasze upodobania kompozycję.

@waniliowachmurka

olga

Myślę, że nie ma gotowego przepisu na prowadzenie konta na Instagramie. Swój profil prowadzę instynktownie, pokazując cząstkę mojej codzienności. Tutaj dopiero co upieczone ciasto, a tam zdjęcie z cudnego wyjazdu za miasto. Staram się publikować zdjęcia dosyć często, aby przypominać o swojej obecności, dbam również o odpowiednie hashtagi. To wszystko połączone z pasją jaką jest fotografia sprawia, że przybywa osób, które chcą dzielić ze mną wirtualną przestrzeń. 🙂

@bomabycmrucznie

natalia

Bardzo długo traktowałam Instagram jako backstage bloga – wrzucałam tam wszystko to, co nie miało miejsca na blogu. Zabawne historie, ciekawe rzeczy i zwykłą codzienność. Z hashtagami byłam na bakier – służyły mi za wydłużenie opisu, często dodawane bez sensu, wymyślane na oślep, czyste słowotwórstwo i zwykłe „ha-ha”.

A mimo wszystko, na profilu zebrała się społeczność. Skromna, bo skromna, ale społeczność zainteresowana tym co tak naprawdę się u mnie dzieje. Po cichu zazdrościłam koleżankom po fachu zmysłu estetyki, tego czujnego oka, talentu do kadrów i przerabiania zdjęć. Wróć! Byłam przekonana, że dobrze przerobione zdjęcie to kwestia nałożenia filtru – i tak właśnie działałam przez bardzo długi czas, zupełnie olewając klasyczne ustawienia, dzięki którym zdjęcie z telefonu komórkowego nabiera barw i zyskuje „to coś”.

Nawróciłam się w momencie, gdy profile z rewelacyjnymi zdjęciami zasypały całą moją ścianę, a liczba moich obserwatorów stałą w miejscu.  Doszłam do wniosku, że jeśli nie mam talentu do zdjęć, to chociaż… nauczę się tyle, ile dam radę. W myśl zasady, że sukces to 99% ciężkiej pracy postanowiłam podrasować swój profil przyglądając się innym. Teorię Instagramu połknęłam u Oli właśnie, a dalej postanowiłam postawić na lajfstajl: rodzice, dziecko, kot i tęczowa codzienność. Co znajdziecie na moim profilu? Kadry z codzienności rodzicielstwa, zdjęcia celebrujące kobiecość i małe przyjemności, ucieczkę od pieluszek i butelek mleka oraz najpiękniejsze dziecięce uśmiechy na świecie. Wszystko to, do czego i od czego ucieka młoda matka.

Zdjęcia robię… spontanicznie. Zwykle nie układam kadrów, tylko robię milion ujęć jednej chwili, a potem wybieram najmniej rozmazane. Staram się dodawać przynajmniej jedno zdjęcie dziennie i szczerze powiedziawszy, nie patrzę na konkretną godzinę. Nie mam czasu na czatowanie na odpowiednie pory dnia. Zdjęcia robię telefonem (Samsung Galaxy s4), ale coraz częściej sięgam po aparat (Canon g7x). Jest mi o tyle łatwiej, że jednym kliknięciem wszystkie zdjęcia z aparatu mam na telefonie. Poza tym, jakość zdjęć z aparatu jest zdecydowanie wyższa.

Staram się udzielać na innych profilach i od niedawna mam zasadę: minimum 20 serduszek dziennie. Zwykle odwiedzam profile osób, które zostawiają u mnie ślad i zawsze odpisuję na komentarze. Chcę więcej czasu poświecić na pielęgnowanie kontaktów na Instagramie, ale powoli – nie od razu Rzym zbudowano. Widzę, z jaką szybkością przybywają nowi odbiorcy i będę się tej strategii trzymać. Myślę, że to kwestia czasu, aż zdobędę mój pierwszy cel: 5k obserwatorów. Do końca tego roku.


Inspirująco, prawda?